Instalacje, koncerty, projekcje filmów, spektakle, spotkania z twórcami złożyły się na festiwal o śmierci "Deathroom - śmierć fest" w Łaźni Nowej. Widzowie mogli obejrzeć m.in. film "Istnienie" Marcina Koszałki, "A czego tu się bać?" w reżyserii Małgorzaty Szumowskiej, posłuchać zespołu Antigama, zobaczyć wideoinstalację "Stypa" Mirka Kaczmarka. Jednym z najciekawszych wydarzeń festiwalu była teatralna improwizacja "Śmierć Stawrogina" w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego z udziałem Katarzyny Warnke i Pauliny Chapko.
Iga Dzieciuchowicz: Reżyserzy mieli za zadanie przygotować 44 minuty improwizacji na temat śmierci. Wybrałeś motyw z "Biesów" Dostojewskiego, śmierć Stawrogina. Dlaczego "Biesy"?
Krzysztof Garbaczewski: Ta improwizacja została przygotowana w trakcie jednego wieczoru, to właściwie trailer spektaklu, nad którym pracuję we Wrocławiu. "Biesy" to powieść o śmierci, o śmierci cywilizacji. Wydaje się, że nasza kultura doszła do takiego momentu, w którym dokonuje się permanentny gwałt. Więc Stawrogin niesie ten gwałt w sobie, poprzez zgwałcenie Matrioszy, tę dokonaną śmierć, i to powoduje rozproszenie pojęć. Od tego momentu świat staje się inny, ale jest to tylko przyczynek czy odbicie do głębszej i ogólniejszej metafory. Pustka bohatera i nuda, sprawiają że jest zdolny do wszystkiego, nie stoją przed nim żadne bariery, również płci. Śmierć w "Biesach" jest wieloaspektowa, odbywa się na różnych poziomach. W pewnym momencie rytm powieści jest wyznaczany przez śmierć, kolejni bohaterowie giną. Każdy ginie inaczej, ale jednak w obsesyjnym dążeniu do wyzwolenia w sobie czucia. Do poczucia, że w pewnym momencie żyję naprawdę.
W Twojej improwizacji Stawrogina gra kobieta.
- Śmierć Stawrogina to jest też dla mnie śmierć płci i takie przesunięcie wynika ze skojarzenia ofiary i oprawcy jako zjednoczonych w jednym procesie. Stawrogin jest jednym z takich bohaterów, których można by wrzucić do folderu "Człowiek znaczy mężczyzna". Tutaj to kobieta zaczyna wypowiadać te wszystkie prawdy, które do tej pory były przynależne dyskursowi męskiemu. Słowa wypowiadanie przez bohaterów męskich mają o wiele większe znaczenie, niż to, co wypowiadają kobiety w tych powieściach. Te męskie zdania są mocniejsze, prawdziwsze, trafniejsze. Kobieta jest zawieszona w histerycznym rozmemłaniu, zdarza jej się moment siły, ale to zwykle efekt chwilowej niedyspozycji mężczyzny. Nasz świat przygląda się z o wiele większą podejrzliwością i ostrością panującemu dotąd paradygmatowi patriarchalnemu.
Tematem śmierci zajmowałeś się już w "Nirwanie", ale była to refleksja o przemijaniu, odchodzeniu. Czym jest śmierć w improwizacji według "Biesów"?
- Tutaj śmierć nie interesowała mnie jako moment odchodzenia, gdy jest człowiek i nagle nie ma człowieka. Nie chodzi o śmierć ciała. Śmierć w "Biesach" staje się śmiercią pojęć. To implikuje bohatera. Co to za życie, które jest śmiercią? Moment, gdzie w kulturze pewien świat się zmienia, rozpada i powołuje takiego bohatera, który nie ma granic. Nową chorobą, na którą umieramy, jest pustka, poczucie kompletnego braku, taka prosta linia na EKG. W tym krajobrazie prostej linii EKG poruszają się ludzie, którzy są w stanie posługiwać się już tylko substytutami miłości, życia, przyjaźni. Chciałem uchwycić ten moment śmierci kultury na przykładzie pewnych egzystencji. Postać Stawrogina wydaje się tego esencją.
Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków